sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 85 - Shocking Information


* Godzine później * 

Zabrali ją gdzieś, Nie ma jej. Tym razem to ja sprawiłem, ze się tu znalazła. Przeze mnie cierpi. Wcześniej często bywała w szpitalach przez Harrego. Teraz to moja wina. Mogłem zabronić jej wykonać to zadanie. Mogłem zrobić to ja.
Dlaczego jestem takim cholernym idiotą? Zraniłem ją tą pieprzoną akcją ze sprzedażą a teraz moje słoneczko jest gdzieś w tym wielkim szpitalu pod opieką lekarzy. Z kulą w jej delikatnych pleckach. A co jeśli coś jej się stanie? Nie wybacze sobie tego.

~ * ~

Nie ma jej już drugą godzine. Lekarze i pielęgniarki kręcą się po wąskim korytarzu, ale nikt nie chce mi nic powiedzieć. Siedziałem z Harrym w bufecie i nerwowo obracałem łyżeczkę od herbaty.
- Stary wyluzuj. Nic jej nie będzie. Ledwo ją drasnęło.
- Dla Ciebie kula w ciele to ledwie draśnięcie?
- Nathalie jest silna. Da sobie rade.
- Ale to nasza wina.
- A w czym ja zawiniłem?
- Któryś z nas mógł to zrobić.
- Nasza budowa ciała nam na to nie pozwala. Do tego potrzebna była kobieta.
- To dlaczego Rose tego nie zrobiła?
- Zwariowałeś?! W ciąży? - Zamilkłem. Dopiłem ostatni łyk herbaty z automatu i wróciłem pod sale.
- Pan Horan? - Wysoki mężczyzna w białym kitlu <klik>.
- Tak.
- Zapraszam za mną. - Przez chwile szliśmy długim korytarzem, po chwili wchodząc do jego gabinetu. Usiadłem na miękkim krześle po przeciwnej stronie biurka. Wziął z szafki teczkę i również usiadł.
- Więc? - Zestresowany niezręczną ciszą zapytałem.
- Mam do Pana kilka pytań.
- Słucham.
- Jak to się stało, że Pańska żona została postrzelona?
- Byliśmy na strzelnicy, prywatnej. Świetnie się bawiliśmy z przyjaciółmi do czasu kiedy wpadł jakiś mężczyzna. Chwycił broń i wystrzelił. Chciałem obronić moją żone, ale nie zdążyłem.
- Tak? A to ciekawe. Pańska żona powiedziała, że postrzelił ją jej były partner.
- Kłamała.
- A Pan nie kłamie?
- Nie musze się Panu tłumaczyć. Zapytał Pan, więc odpowiedziałem. Coś jeszcze?
- Nie. Może Pan iść do żony. Pokój 216.
- Dziękuję. - Wstałem nerwowo zamykając drzwi. Odrazu udałem się do sali na której leżała Nathalie. Delikatnie otworzyłem drzwi. Leżała wpatrując się w uchylone okno.
- Nath?
- Niall? - Jej oczy rozbłysły szczęściem a na twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak bardzo się o Ciebie bałem. - Podbiegłem do niej siadając na szpitalnym łóżku i przytuliłem ją mocno.
- Przepraszam. Pan jest kimś z rodziny? - Na sale weszła kobieta, około trzydziestki.
- Tak. A coś się stało?
- Mąż ma zostać? - Zwróciła się do Nath, na co ta kiwnęła twierdząco głową.
- Mam już wyniki badań krwi. Zrobię teraz Pani USG, by upewnić się w stu procentach, pewnej diagnozy. - Popatrzyłem przerażony na moją żone. Do sali weszła druga kobieta wioząc ze sobą aparaturę do USG. Ustawiły ją w odpowiedniej pozycji i posmarowały brzuch Nath. Kobieta jeździła jakimś, "czymś" po skórze mojej ukochanej.

* Oczami Nathalie * 

- Widzi Pani to tutaj? - Wskazała na monitor.
- Nie bardzo.
- O teraz, tak bije serduszko Pani dziecka.
- Słucham? - Otworzyłam szeroko oczy i usta ze zdziwienia. Co mam jej powiedzieć? " Jej jak super!" ? Wcale sie nie ciesze. Nie chce drugiego dziecka.
Spojrzałam na Nialla. Siedział w bezruchu wpatrując się w bijące serduszko "żyjątka".
- Jest Pani w ciąży. Gratuluję. To jakiś 9-10 tydzień.  - Zwinęła sprzęt i wyszła zostawiając nas samych. Patrzyłam ślepo w sufit milcząc. Czekałam aż on coś powie.
- Kto jest ojcem? - Po kilku minutach ciszy odezwał się chłodnym głosem.
- Co prosze? Ty sie jeszcze pytasz?!
- Nie spaliśmy ze sobą od jakiegoś miesiąca.
- Właśnie Niall.. Od miesiąca. 10 tydzień to połowa trzeciego miesiąca.
- Musze sie przewietrzyć. - Wstał i wyszedł. Później, już nie wrócił.

* Trzy dni później *

Dziś zostałam wypisana ze szpitala. Niall oczywiście nie przyjechał, nikt po mnie nie przyjechał. Zadzwoniłam po taksówkę i wróciłam do domu.
- Mama! - Emily podbiegła i wtuliła się w moje nogi. Delikatnie ją podniosłam i weszłam wgłąb mieszkania.
- Nathalie. - Chłodny głos Malika rozniósł się po pomieszczeniu.
- Gdzie Niall?
- Nie ma.
- Widze. Dlatego pytam gdzie jest. - Bez słowa podał mi koperte. Postawiłam Lily na ziemie i wzięłam od mulata coś, co zapewne po przeczytaniu złamie mi serce.
Wyszedł nawet się nie żegnając. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam ją. Zaczełam czytać, a moje serce z sekundy na sekunde biło szybciej.



Znów przepraszam ze taki krótki ale nie mam weny, grozi mi niezdanie więc do 18 Czerwca z rozdziałami może być ciężko.
Mam nadzieje, że zostaniecie ze mną do końca opowiadania. 

16 komentarzy:

  1. PIERWSZA PISZ DALEJ KTO JEST OJCEM HARRY?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na next ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem tez mulsialam przestac imaginy bo tez mam zagrożenie :\

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg.... w takim momencie przerwać... no wiesz co?!
    Sorki, że nie komentuje ostatnio, ale i tak uważam twoj blog za najlepszy... Weny!!!

    P.S. Proszę dodaj jak najszybciej, bo wyjeżdżam i nie będę mogła wejść...

    Jeszcze raz weny... Do następnego słonko! /Jen

    OdpowiedzUsuń
  6. Will straci skrzydła i ożeni się z nat będą normalną rodziną ale nadejdą komplikacje...
    XD wzięło mnie C:
    Zajebisty powodzenia w szkółce weny szczęścia itp.

    OdpowiedzUsuń
  7. świetne szybko dodawaj nowy
    nie mogę się doczekać
    Weny!!!!!
    Kocham
    <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Życzę weny i dobrych ocen w szkole :) rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Co było w tym liście i kto jest ojcem? Weny i powodzenia w szkole:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mówiłam ze przejmowanie się rzeczami nieważnymi i depresja nie sprzyja nauce cóż "A nie mówiłam?",znajdź sobie hobby czy coś to oceny podskoczą a wena wróci ;)
    Pozdrawiam R.O.A.H.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy to nie dziecko Harry'ego ? -,-" Nath, aleś ty głupia -,-"

    OdpowiedzUsuń
  12. Oby Harry był ojcem *-* kocham ich, no po prostu kocham <3
    #Martix

    OdpowiedzUsuń
  13. kocham <3 powodzenia w zdawaniu <3

    OdpowiedzUsuń